Na fermie żywcem spłonęło 2 tysięcy norek

Opublikowano:
Autor:

Na fermie żywcem spłonęło 2 tysięcy norek - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

 

 

 

Zgłoszenie o wybuchu pożaru na fermie norek w Dębówcu do Stanowiska Kierowania Komendanta Powiatowego PSP w Krotoszynie wpłynęło o godzinie 14:59. Na miejsce zadysponowano cztery zastępy strazy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Krotoszynie, dwa zastępy z jednostki OSP Koźmin Wielkopolski oraz jeden zastęp z jednostki OSP Czarny Sad.

 

Po przybyciu na miejsce zdarzenia zastępów Jednostek Ochrony Przeciwpożarowej, Kierujący Działaniem Ratowniczym w wyniku przeprowadzonego rozpoznania ustalił, że palą się trzy baraki z domkami do chowu zwierząt (norek) – wyjaśnia kpt. Tomasz Patryas z KP PSP w Krotoszynie.

 

Palące się obiekty o długości 100 metrów i szerokości 4 metrów, wykonane z konstrukcji drewnianej, pokrytej blachą trapezową, należały do kompleksu 54 tego typu boksów. Przed przybyciem strażaków właściciel fermy wraz z pracownikami przy pomocy podręcznego sprzętu gaśniczego podjęli próbę ugaszenia pożaru. Podjęte działania skutecznie ograniczyły rozprzestrzenianie się pożaru na pozostałe baraki. Wiaty objęte pożarem całkowicie zapadły się do środka, nie dając szans na przeżycie znajdującym się w nich zwierzętom.
 

 

 

 

- W płomieniach zginęło około 2 tys. matek z młodymi. Dodatkowo, by przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się ognia część boksów została wyburzona, by stworzyć strefę buforową, aby ogień nie przeniósł się na inne wiaty. Zwierzęta z tych wiat zostały wypuszczone a następnie przez pracowników powyłapywane – zapewnia Wojciech Wójcik, właściciel fermy norek z Dębówca.

 

Natomiast działania straży pożarnej polegały na podaniu dwóch prądów gaśniczych wody w obronie zagrożonych obiektów oraz dwóch prądów gaśniczych wody w natarciu na palące się wiaty. Podjęte działania doprowadziły do szybkiej lokalizacji zdarzenia.

Po stłumieniu ognia przy współpracy z właścicielem wprowadzono do działań sprzęt mechaniczny (koparko-ładowarkę), której zadaniem było wywiezienie metalowych blach, siatek stalowych oraz drewnianych elementów konstrukcyjnych na teren uprawny poza zabudowaniami. Ratownicy realizujący działania w strefie zagrożenia pracowali w sprzęcie ochrony układu oddechowego z zachowaniem zasad BHP – wskazuje kpt. Tomasz Patryas.

 

Strażacy na bieżąco monitorowali teren działań kamerą termowizyjną oraz dogaszali zarzewia ognia. W późniejszej fazie działań z uwagi na brak zagrożenia właściciel w uzgodnieniu z kierującym działaniem ratowniczym wyznaczył pracowników wyposażonych w rękawice i maseczki ochronne, których zadaniem było sortowanie materiałów konstrukcyjnych i przygotowywanie do wywiezienia przez koparko-ładowarkę. Zwierzęta, które zdołały się uratować oraz te, które były narażone na oddziaływanie warunków pożarowych, były sukcesywnie przewożone przez pracowników do innych wiat.

 

Ostatecznie doszczętnie spaliły się cztery boksy, w których znajdowały się zwierzęta. Straty oszacowano na około milion złotych.

- Gdyby nie szybkie przybycie straży, spaliłoby się dużo więcej. Natomiast naszym zdaniem było to celowe zaprószenie ognia, bo tu nie ma mowy, by ogień pojawił się od jakiejś instalacji. Fermę prowadzę 25 lat i nigdy się nie zdarzyło, aby coś samoczynnie się zapaliło, bo tutaj nie ma co tego ognia wywołać. Natomiast w ubiegłym roku doszło do podpalenia i wówczas sprawca został ujęty przez policję. Był to jeden z aktywistów - mówi Wojciech Wójcik, właściciel fermy norek.

Aktualnie sprawa jest badana przez krotoszyńską policję. 

 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Chcesz przeczytać cały artykuł? Wystarczy, że założysz konto lub zalogujesz sie na już istniejace

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE